PHELIOS – Astral Unity

PHELIOS – Astral Unity
CD 2010
Malignant Records [TUMOR CD 44]

Miło obserwować rozwój niemieckiego PHELIOS. Debiutancki album “Images and Spheres” (no, prawie debiutancki, bo wcześniej Martin wydał własnym sumptem “Passage”, ale tego nie słyszałem) to całkiem niezły, choĆ mało wyrafinowany czy ambitny kawałek dark ambientu. Później pojawił się o klasę lepszy “Dimension Zero”, który w prostej linii poprowadził do ostatniego, wydanego przez Malignant Records “Astral Unity”. A w międzyczasie jeszcze m.in. split z Kammarheit, “Of Dawn and Ice” – nie ma co ukrywać, utwory zawarte na tej kolaboracji były po prostu fenomenalne. “Astral Unity” aż tak totalnego wrażenia na mnie nie wywarł, co nie zmienia faktu, iż płyta to również znakomita.

Choć PHELIOS zgłębia tajniki “kosmicznego” ambientu, Martin zdecydowanie unika pułapki nudnego dronowania, mającego imitować niekończące się kosmiczne przestrzenie, tudzież wsysające wszystko czarne dziury. Nic z tych rzeczy, muzyka zawarta na “Astral Unity”, choć jak najbardziej nasycona astralną ciemnością, jest jednocześnie niezwykle bogata, pełna smaczków, zmian nastrojów… Płyta jest oczywiście załadowana po brzegi mocnymi, ciężkimi, wypełniającymi każdą szczelinę w dźwiękowej przestrzeni, dronami, Martin nie zapomina,jednak  że zaaplikować czasem dobrą melodię, też wcale nie musi być powodem do wstydu. Zwłaszcza jeżeli melodie te nie rozmiękczają masywnego charakteru całości, a zamiast tego dodają nieco “filmowego” klimatu. Wiem, że takie określenia często są nadużywane przez recenzentów, ale do “Astral Unity” jak ulał pasuje: “mógłby posłużyć jako soundtrack do jakiejś poważnej produkcji science – fiction”. Choćby taki piąty utwór, zatytułowany “Origin” dający wrażenie obcowania z czymś tak nieznanym, jak potężnym i monumentalnym. Dźwiękowa ilustracja Pierwszego Kontaktu? Czemu nie. Zamykający płytę utwór “Cold Unity” różni się nieco od pozostałych jej fragmentów. PHELIOS stosuje na “Astral Unity” sporo rytmów, takich a la Inade na przykład. Tymczasem “Cold Unity” to również mocno rytmiczny numer, tyle że tym razem… w nieco technoidalnej manierze. I bynajmniej wcale to nie rozbija klimatu tej muzyki.

Jednym słowem: super. Pewnie, że nic to nowego, ani oryginalnego. Ale to nieistotne. Ważne, że jest klimatycznie, kosmicznie i z klasą. Jeden z moich ulubionych albumów zeszłego roku.

Malignant Records

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s