ENG: (…)Started the year by inking my wrists. The left one to remember to stare at the sun.(…)
PL: (…)Rok rozpocząłem znacząc atramentem nadgarstki. Lewy aby pamiętać o wpatrywaniu się w słońce(…)
ENG: Bring back my nights.
When you don’t remember any of your days. A full cycle, based on the same lost sense of time. To act when life stops for few hours. And hate time to make it rise again. Spending a whole year to hide your fire, flowing again into the idea that you’re on the edge at every second. And keep the aesthetic of smiling. It’s like having a two pièce made body. One with a torche, ready to get throw at the core of the world. The other one, looking as a monochrome canvas. But with its fingernails eaten to blood. Seeking everywhere, keeping our eyes opened. And burn all of this on supports.
Started the year by inking my wrists. The left one to remember to stare at the sun. The right one to dress my wounds. To cure them everyday. And then, started to live with the image of a holed flower, its womb discovered. And record. Throw, try, fail, start again. And title it, « to let go everything ». And continue to live with this mantra. To accept that it would be sealed. To accept that it won’t belong to me anymore. Hoping a single person on the earth will feel something by listening to this. And keep myself feeling something.
With the pride of having the logo that you respect a lot, and not even having the prétention to caress the dream to work with someday, printed on it. And having his respect back. This was a year of exchange with people I have a huge respect for. And feel thankful to them to make me live that what will be a lot of rebirth.
This year, I face a crowd, alone. With a huge knot in my stomach. Tightened a lot the second lights turned out. And being unable to explain what I felt this night. Being part of something bigger, to introduce the most authentic people I ever met. The minute after, I took a second breathe. And understood that this is why we live. To live that single second after hardship. And being in danger, always, to feel that.
I’ll always remember too, to put my feets on a land of Ice. A land that makes you remember that nature will always wins. Feeling more than humble front of this. I remember sharing Absinths with Love & Patience in the city of Kafka, and enjoyed the lost of control. Pleased to remember.
I also had the honor to have a friend on stage while I present few of my graphic Works. And again, remember that I live for that kind of moments. And keep working, all day long, all night long. Spending time to try to know, to understand everything I could.
A year is nothing, when you think you’ll die tomorrow. It is just an ask for having more time to continue, and doing better the next time. To document this instants where nothing is around but where you’re threatened. And to keep walking, without knees, without ground.
And, a second before the next one, being seated, burning another cigarette, whispering a thank you. And restart to try being a better one. For the next one.
—
PL: Wracając do tamtych nocy.
Kiedy nie pamiętasz żadnego ze swoich dni. Pełen cykl, oparty na tym samym zagubionym poczuciu czasu. Działanie gdy życie zatrzymuje się na kilka godzin. I nienawiść do czasu aby ten znowu powstał.
Spędzając cały rok ukrywając własny ogień, pławiąc się w idei, że w każdej sekundzie balansujesz na krawędzi. I zachowujesz fasadę uśmiechu. Jakby twoje ciało składało się z dwóch odrębnych bytów: jeden z pochodnią, gotowy aby rzucić się w jądro świata. I drugi, wyglądający jak monochromatyczne płótno. Z paznokciami obgryzionymi do krwi. Szukając wszędzie, wciąż mając otwarte oczy.
Rok rozpocząłem znacząc atramentem nadgarstki. Lewy aby pamiętać o wpatrywaniu się w słońce, prawy aby opatrzyć me rany, leczyć je każdego dnia. A potem, zacząć żyć z obrazem przedziurawionego kwiatu, jego odkrytego łona. I nagrywać. Rzucać, próbować, ponosić porażki, zaczynać od początku. Nadać temu tytuł <<opuścić wszystko>>. I żyć dalej z tą mantrą. Pogodzić się z tym, że to nie będzie należeć już wyłącznie do mnie. Mieć nadzieję, że choćby jedna osoba na Ziemi poczuje cokolwiek tego słuchając. Starać się wciąż czuć cokolwiek.
Z dumą posiadania logo, które bardzo szanujesz, kiedyś nie śmiałeś nawet śnić, że w przyszłości staniesz się jego częścią. I otrzymywać ten szacunek z powrotem. To był rok współpracy z ludźmi, których niezwykle poważam. I jestem wdzięczny także za tę możliwość ponownych narodzin.
Stanąłem w tym roku naprzeciw tłumu. Z wielką gulą w żołądku. Węzłem, który zacisnął się w sekundzie, kiedy zgasły światła. Nie jestem w stanie opisać co czułem tamtej nocy. Stawałem się częścią czegoś większego, poznałem najszczerszych ludzi jakich mogę sobie wyobrazić. Chwilę potem głęboko odetchnąłem. I zrozumiałem, że właśnie po to żyjemy. Aby cieszyć się tą jedną sekundą po tygodniach trudu. Zawsze balansując na skraju niebezpieczeństwa po to aby je poczuć.
Na zawsze zapamiętam te momenty, kiedy znalazłem się w krainie Lodu. Kraju, który uświadamia ci, że Natura zawsze wygrywa. Przyjmuję to z pokorą. Pamiętam dzielenie się Absyntem z Miłością i Cierpliwością w mieście Kafki, i tę radość z utraty kontroli.
Miałem też zaszczyt dzielić scenę z przyjacielem podczas prezentacji moich prac graficznych. Ponownie przypomniałem sobie wtedy, że dla takich momentów żyję. I pracuję, cały dzień, całą noc. Cały czas spędzam na próbach poznania, zrozumienia wszystkiego, co tylko jestem w stanie. Rok jest niczym, kiedy wydaje ci się, że jutro umrzesz. To tylko prośba o więcej czasu na to aby się poprawić. Udokumentować te chwile, kiedy wkoło niczego nie ma, tylko groźba. I iść naprzód, bez kolan, bez gruntu.
A sekundę przed kolejnym usiąść na chwilę, zapalić kolejnego papierosa, wyszeptać “dziękuję”. I zacząć od nowa, znowu próbować być lepszym. I do następnego.