OF THE WAND AND THE MOON – The Lone Descent
CD 2011
Heiðrunar Myrkrunar [HEIM010]
Fajnie, że po tak długiej przerwie wraca OF THE WAND AND THE MOON, bo to jeden z tych zespołów, które wyrobiły sobie swój styl i charakter na neofolkowej scenie – o ile pamiętamy oczywiście, że jednym z wyznaczników owego stylu jest niemalże bałwochwalcza fascynacja Death In June, czego bynajmniej nie poczytuję jako wadę, tym bardziej, że z całej bandy naśladowców bandy Douglasa, to właśnie OF THE WAND AND THE MOON prezentuje chyba muzykę najdojrzalszą i najbardziej dopracowaną.
“The Lone Descent” tylko te słowa potwierdza, to wysokiej jakości porcja neofolku, pozbawionego niepotrzebnego nadęcia, płynącego przez uszy lekko i swobodnie. Oczywiście podstawą instrumentalną jest tu gitara akustyczna, ale wspomaga ją całkiem sporo innych dźwięków – skrzypce, instrumenty perkusyjne (za obsługę których odpowiada nie kto inny jak John Murphy), trąbka, klawisz, zróżnicowane wokale zarówno męskie, jak i kobiece… Chwilami bywa zupełnie przebojowo, jak choćby w otwierającym płytę “Sunspot”, którego refren chodzi mi po głowie już od pierwszego przesłuchania. W drugim z kolei “Absence” pojawia się wspomniana mocno “czerwcowo” brzmiąca trąbka. Ciekawy jest trzeci “A Pyre of Black Sunflowers” zaczynający się niemalże new-wave’owymi brzmieniami tylko po to, aby po kilku minutach przejść w elegijną neoklasykę. I tak mógłbym o każdym utworze po kolei, ale w sumie po co? W każdym dzieje się sporo, wachlarz nastrojów zastosowany przez Larsena również jest raczej szeroki, trudno jednak nie zauważyć, że nad wszystkim góruje dojmująca melancholia. Jak na najpiękniejszych płytach “wiadomo kogo”, chciałoby się rzec…
Chyba najlepsza, a na pewno najbardziej wycyzelowana płyta duńskiej grupy. Kto lubuje się w takiej muzyce, na pewno “The Lone Descent” już ma. A jak nie ma, niech kupi, bo warto.
—
translation by: plikt
I’m glad to announce that OF THE WAND AND THE MOON is back in the game after such a long break, because it’s one of these groups which developed its own style and character on Neofolk scene. Unless we remember that one of determinants of that style is almost an “idolatrous” fascination of Death In June, but I’m not consider that as a weak point of this project, not at all. I would say that of all bands which try to follow the path of Douglas P., it’s OF THE WAND AND THE MOON which presents probably the most mature and refined music.
„The Lone Descent” proves these words – it’s first-class Neofolk, flowing through ears lightly and freely without unnecessary pompous touch. Of course acoustic guitar still is an instrumental base here, but it is supported by plenty of other sounds – violin, percussion (for which John Murphy is responsible), trumpet, keyboard, diversified vocals both – male and female. Some songs are absolutely catchy, like the opener „Sunspot” which refrain goes on and on in my head since I heard it for the first time. In the second song, „Absence”, very “DIJ-like” trumpet appears. Then we have very interesting „A Pyre of Black Sunflowers” starting with pretty much new-wave sounds, yet after few minutes it turns to elegiac neoclassic tune. And I could talk like this about every song of the album but what’s the point? I’ll just say that lot of things happen, the spectrum of atmospheres used by Larsen is very extensive, however it’s easy to notice that sharp melancholy is the dominant here. As on the most beautiful albums made by “you-know-whom”.
“The Lone Descent” is probably the best, and surely the most polished album that ever came from this Danish group. Who takes delight in this kind of music… probably already owns the copy of „The Lone Descent”. But if not, definitely should buy it, because it’s simply worth it.
A można ta płytę gdzień w naszym kraju urodzaju kupić czy pozostaje Tesco ?
Podejrzewam, że prędzej czy później w jakiejś polskiej dystrybucji się pojawi, choć przyznaję, że nie chciało mi się czekać i kupiłem to w Equilibrium.