PARANOIA INDUCTA – Evil Angel
CD 2010
Beast Of Prey [BOP 7.2]
Zacznę od oprawy graficznej, gdyż w życiu bym się nie spodziewał, że u nas, w Polsce, za pomocą tych paru fotek uda się komuś oddać ducha współczesnego japońskiego horroru. Nie chodzi mi tu tylko o tę eteryczną, długowłosą zjawę, ale i o grę światła i cienia, te wręcz namacalną wilgoć i pleśń na ścianach. Fantastyczna robota, bez dwóch zdań. W kwestii natomiast samej muzyki, myślałem, że po “Black Paper” nadal bedziemy tonąć w odmętach ciemnego, zabarwionego orientem, ambientu. I tak chyba rzeczywiście jest, choć tylko po części. Elementy mogące kojarzyć się z Dalekim Wschodem, pojawiają się od czasu do czasu, groza zawarta na “Evil Angel” ma jednak bardziej uniwersalny charakter.
Subtelniej tu niż na poprzednich płytach. Subtelniej, ale nie znaczy to od razu, że mniej efektownie, czy bez wyrazu. Po prostu klimat budowany jest tu za pomocą środków nie tak dosadnych i walących po mózgu – choćby elementy industrialne, tak dające o sobie znać na poprzednich pracach PARANOIA INDUCTA, tutaj obecne są w formie szczątkowej. Zresztą tak naprawdę ja nie znajduję tu dla nich miejsca. Gdyby użyto ich w większym zakresie, atmosferę “Evil Angel” prawdopodobnie trafiłby przysłowiowy szlag. Owszem, czasem coś zaskrzypi albo zatrzeszczy, ale to bardziej na zasadzie “stare drzwi w starej stodole”, a nie “popsuta szlifierka wujka Stefana”. Poza tym jednak prym wiodą mało inwazyjne, choć niepokojące dźwiękowe pejzaże, dochodzące z oddali zawodzenia, pogłosy, strzępy melodii. Najbardziej przypadły mi do gustu utwory numer 7, w którym od czasu do czasu gdzieś w tle przewija się motyw niczym żywcem wyjęty z soundtracku “Autostopowicza” autorstwa Marka Ishama oraz utwór dziesiąty, z tą melodią mruczaną przez niewinny, dziewczęcy głos przywodzący mi na myśl otoczoną gęstym lasem chatę, zamieszkałą przez samotną kobietę, przed którą wszystkie zamieszkujące las demony czują nielichy respekt… Tak ogólnie to ten fragment (zresztą nie tylko ten) przypomina mi nieco “Call to the Deep” Kurotokage i zasadniczo bardzo mi się ten kierunek podoba. Osobiście dorzuciłbym na miejscu Anthony’ego nieco naturalnych odgłosów typu cykające świerszcze albo padający deszcz tak, aby dodać muzyce trochę organicznej przestrzeni. Skoro taki był jednak zamysł PARANOIA INDUCTA, nic mi do tego.
Bardzo dobra płyta. Nie powiem, że to opus magnum muzyka, bo wciąż czuję, że tkwi w nim ukryty potencjał i pokłady kreatywności dające nadzieję na coś jeszcze bardziej efektownego w przyszłości. Wierzę, że Anthony nie spocznie na laurach. Na dziś cieszę się jednak “Evil Angel”, która jest na tyle udana, że jestem nawet w stanie wybaczyć te literówki w niektórych tytułach na okładce.
To jeden z moich ulubionych, rodzimych projektów, a Antoś po raz kolejny odwalił kawał dobrej roboty.
Nic dodać, nic ująć 🙂