ÜL – III
CDr 2008
Zhelezobeton [ZHB-XVI]
To trzecia płyta tego argentyńskiego projektu, i jednocześnie pierwsza jaką mam okazję sobie posłuchać. Nie wiem, czy najdzie mnie w przyszłości taki kaprys, aby zapoznać się z poprzednimi (jak również z następną, bo w 2010 rodacy Messiego wydali materiał zatytułowany “Uuq”) – niezłej muzyki wokół sporo, a ÜL tak szczerze mówiąc niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Argentyńczycy próbują swych sił na polu gitarowego ambient/noise’u. Celem muzyków na pewno nie było stworzenie emocjonalnej, uduchowionej czy głębokiej sztuki dźwiękowej. Wcale niekoniecznie dlatego, że użycie takich, a nie innych środków, w takiej, a nie innej stylistyce niejako z urzędu wymusza taki, a nie inny charakter całości. Choćby taka Nadja – wiem, że to trochę odmienna muzyka, ale na takim najbardziej podstawowym poziomie, jednak punkty wspólne się znajdują: podobne narzędzia wykorzystane podczas tworzenia, podobne umiłowanie do hałasu i torturowania tych biednych gitar. Kanadyjczycy potrafią jednak wykreować trochę mistycznych atmosfer, podczas gdy ÜL stawia na brudny i oślizgły zgiełk, garażowe brzmienie, kontrolowany chaos i ciągoty do improwizacji. Fragmenty cichsze, o darkambientowej proweniencji przeplatają się z tymi bardziej jazgotliwymi o posmaku staroszkolnego industrialu. Pewności co prawda nie mam, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że “III” powstało w wyniku jednej bądź paru spontanicznych, improwizowanych sesji, bo przemyślanych, misternie budowanych konstrukcji to ja tu nie dostrzegam. Raczej typowa jazda na żywioł, “a co wyjdzie, to tym Ruskim z Zhelezobeton prześlemy”.
No i co wyszło? Ano nic nowego, specjalnie oryginalnego, ani szczególnie zajmującego. Ot, płytka jakich wiele wychodzi każdego tygodnia. Moim zdaniem, mogli Argentyńczycy – przynajmniej od czasu do czasu – popuścić wszelkie hamulce i dać popłynąć chaosowi aż do granic wytrzymałości. Ale nie – jest jednak zbyt zachowawczo. Jak ktoś lubi takie dźwięki, może spróbować, czemu nie, ja odkładam gdzieś wysoko na półkę.