CYCLOTIMIA – Music for Stockmarkets
CD 2008
Zhelezobeton [ZHB-XVIII]
Finansowej odysei CYCLOTIMIA ciąg dalszy. Ten giełdowy koncept bez dwóch zdań jest bardzo oryginalny, nie dziwota zatem, że Rosjanie chcą go do cna wycisnąć. Na “Music for Stockmarkets” przechodzą chwilami samych siebie. 32 utwory w trochę ponad godzinę – i nie znajdziecie tu ani grama grind core’a!
Może się w tym miejscu trochę ośmieszę, ale moim zdaniem ta muzyka trochę wspólnego z grind core’em wbrew pozorom jednak ma. Nie mam tu na myśli li tylko samej formy: trzech dziesiątek utworów, których czasowa średnia to około dwie minuty, gdzie kilka to mniej niż minutowe strzały z biodra, a te parę najbardziej “epickich” fragmentów z biedą trwa ze cztery minutki (a nie, pardon, “Customer Lifetime Value” ma siedem i pół). Przede wszystkim w tej wydumanej metaforze chodzi mi o szaleństwo, o dźwiękową ilustrację obłędu czasów w jakich przyszło nam żyć, odrzucenie konsumpcjonistycznego stylu życia i desperackiej pogoni za pieniądzem. Dodatkowo CYCLOTIMIA poszukuje ducha pomiędzy tymi wszystkimi indeksami giełdowymi. I słusznie, bo kwestią czasu jest, kiedy cały ten system w końcu zyska jakąś świadomość, a wtedy my będziemy mieli, za przeproszeniem, przesrane. Muzyka jest jak ten przekaz: niespokojna, rozedrgana, gdzie łamane rytmy, analogowe efekty specjalne łączą się z wszechobecną melancholią – z nazw przewijających mi się przez głowę może Autechre byłoby tu jakimś kierunkowskazem?
Album podzielono na trzy segmenty, z których każdy nagrano w innym czasie. Pierwszy z nich, “Wallstreet Requiem” jest najspokojniejszy i chyba najbardziej przystępny. Drugi, “Trivial Pleasures” zdążył się już kiedyś ukazać jako EP-ka nakładem Monopoly Records. Ten segment z kolei jest tak bezduszny, że trudno mi uwierzyć, iż za jego powstanie odpowiedzialna była istota z krwi i kości. Ostatni, “Financial Glossary”, jest niewiele lepszy, ale tu przynajmniej wyczuwam czasem jakiś czynnik ludzki. Jakkolwiek do świetnych melodii rodem choćby ze “Styx” droga wciąż daleka.
To bodajże trzecia produkcja CYCLOTIMIA jaką mam przyjemność recenzować. O ile mnie pamięć nie myli, którąś płytę podsumowałem słowami: “jakie czasy, taka muzyka”. Podtrzymuję te słowa. A “Music for Stockmarkets” po prostu warto znać.